sobota, 20 lutego 2016

13 rzeczy, których nigdy nie ubiorę.

Z góry uprzedzam, że jest to lista niezwykle subiektywna: to co wymienię nie oznacza, że jest paskudne i nikt tego nie może nosić, tylko, że ja nie czuję się w tym komfortowo. Jesteście ciekawi? Zatem zapraszam!

1. Ubrania koloru zielonego, fioletowego czy brązowego + neonowego.

Na pierwszy ogień idą najprostsze rzeczy, czy barwy. W wyżej wymienionych czuję się po prostu paskudnie. I moja skóra przybiera niezdrowy odcień. O dziwo, te właśnie kolory urzekają mnie, gdy nosi je jakaś rudowłosa dziewczyna. Do fioletów zraził mnie mój tata, który zawsze narzekał na ten odcień, gdyż kojarzył mu się z jego starymi ciotkami - i od tego momentu, mi też się kojarzą. Dzięki, tato. 
Kolory neonowe dodałam w podtytule jakby "osobno", bo są dość rzadkim widokiem. Nie będę
pisać, dlaczego ich nie lubię na ubraniach, bo to nie gra w "stwierdź oczywistość".

moda, ubrania, buty, szpilki
Zdjęcia pochodzą z Zszywki.pl. Szukałam realnych źródeł, niestety, bezskutecznie. Jak ktoś wie, niech da znać.

2. Odkryte brzuchy.

Pewnie zaraz pojawią się komentarze typu: "jak się ma sadło, to oczywiście, że się nie chce pokazywać brzucha!". Nie, to nie ma nic wspólnego z wagą. Może nie mam umięśnionego brzucha jak Chodkowska, ale na basen wstydzić się nie chodzę. I właśnie o to w tym wszystkim chodzi: mi się odkryte brzuchy kojarzą właśnie z plażą czy basenem. Nigdzie indziej mi nie pasują. No i ten cichy głosik podobny do głosu mojej babci "przeziębisz nerki!".

3. Niebotycznie wysokie buty.

Czy to wysokie szpilki, czy dodatkowo na koturnie, u mnie odpadają. Wiem, że i noga dłuższa i jakoś tak smuklej, ale jakbyście zobaczyły jak ja w tym chodzę, nikt nie zapamiętałby mnie jako seksbomby. Raczej jako kaczkę na szczudłach. W dodatku pijaną.

4. Golfy.

Żeby nie było, strasznie mi się podobają. Zwłaszcza te puszyste, mięciutkie i tak szlachetnie wyglądające. Niestety, noszenie ich to dla mnie zmora. Te obcisłe przy szyi mnie drapią i uwierają. Te luźne natomiast wprowadzają moje włosy w obłęd i część chowa się wewnątrz golfa, druga część wywija na wierzch, a wszystkie razem się elektryzują. Niestety, żyjemy w takim klimacie jakim żyjemy i dwa golfy mam. Jeśli kiedyś mnie w którymś zobaczycie, to oznacza tylko dwie możliwości: albo jest NAPRAWDĘ zimno, albo uciekajcie, bo jestem chora. 

5. Dzwony.

Wiem, że teraz wracają do mody, ale mnie nie przekonują, za bardzo kojarzą mi się z hipisami. A hipiską nie jestem, więc udawać też nie będę. A tak szczerze, to był krój bardzo modny za moich gimnazjalnych czasów, a te pominę wymownym milczeniem.

6. Sukienki ala trapez. 

Takie luźne już od biustu. Nie mówię, że są brzydkie, akurat dla mojej figury to czyste zabójstwo. Wcięcie w talii to jedna z niewielu rzeczy które w sobie naprawdę lubię, zatem cenię ciuchy, które do podkreślają. Jak się nad tym zastanowić, to nie wiem kto (oprócz kobiet w zaawansowanej ciąży) dobrze w tego typu sukienkach wyglądają.

 7. Ponczo.
Nawet tak stylowe jak to przedstawione na zdjęciu do mnie nie przemawiają. Jako dziecko owijałam się dla zabawy kocem (że niby jestem Zorro) i zostawmy to właśnie we wspomnieniach. Nie podkreślają figury, podobnie jak sukienka trapezowa. 

8. Wzorzyste rajstopy.
Nie ma co się oszukiwać, tego typu rajstopy mogą nosić dziewczyny o szczupłych, a najlepiej jeszcze długich nogach. Moje do tych kategorii się nie zaliczają, więc nie będę zwracać na nie uwagi fikuśnymi wzorami.

9. Frędzle.
Ostatnia moda. Irytuje mnie, gdy coś mi się plącze, majta pod nogami, szura itd. No i te nieodzowne skojarzenia z filmami westernowskimi... 

10. Widoczne logo.
Fajnie mieć markowe rzeczy. A zwłaszcza te, które poza logiem oferują nam wspaniałą jakość. Tylko, że jakość broni się sama w sobie i nie trzeba informować o nazwie firmy. Ani to w dobrym guście, ani w dobrym stylu. Tak się kiedyś nad tym zastanawiałam, dla firm to świetny interes. Chodzisz po mieście z towarem oznaczonym OGROMNYM logiem - nie dość, że jesteś darmowym chodzącym banerem reklamowym, to jeszcze TY musiałam za to zapłacić. Genialne. 

11. Cienkie ramiączka.
Uczciwie powiem, że mam podkoszulki na cienkich ramiączkach - ale służą wyłącznie jako warstwa docieplająca pod inne ubrania, więc się nie liczą. Przy moich ramionach takie bluzki tylko podkreślają jakie są pulchne. Wolę grubsze ramiona, bądź rękaw. Przy okazji nie ma kłopotów z wystającymi ramionami z biustonosza.

12. Rybaczki.
Ten sam powód co przy rajtuzach - nogi mi nie pozwalają. Obcisłe bądź dresowe rybaczki są ekstra, ale tylko podczas uprawiania sportu. Tyle w temacie. 

13. Wasze typy.

Ten podpunkt zostaje przypisany Wam! Zastanawiam się czy są jakieś ubrania, wzory czy kolory, których nigdy nie włożycie? Piszcze śmiało w komentarzach!

Pozdrawiam ciepło,

Monika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz